czwartek, 3 listopada 2011

Październikowe pożegnania

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie ogarnęła mnie żadna mania zużywania. Oczywiście jestem chomikiem i mam sporo skarbów w zapasie, ale nie zamierzam z tego powodu zmieniać swoich rytuałów i dziesięć razy w ciągu dnia ciapać sobie kremem po twarzy albo wylewać pół butli żelu na prawą nogę. Na takie akcje pozwalam sobie tylko wtedy, gdy jakiś produkt wybitnie mnie wkurza (w ramach przedsięwzięcia "pranie brudnego sumienia"). We wszystkich pozostałych przypadkach jestem raczej oszczędna i pomalutku drążę skałę. Kropelka za kropelką - aż sięgnę denka. W końcu wszystko kosztuje, a ja groszem nie śmierdzę.

Popatrzmy zatem na październikowe rozstania.


 1. Krem na noc normalizacja i odbudowa z serii Phyto Tlen (Faberlic)
50 ml / około 20 zł (promocja)
Krem o bardzo lekkiej, przyjemnej konsystencji i specyficznym zapachu. Zawiera wyciągi z ziół (wierzbownica alpejska, tymianek, szałwia), alantoinę (pochodną mocznika) i kompleks tlenowy Novaftem-02 (faberlikowy patent...). Przeznaczony do skóry mieszanej. Zajrzałam mu do trzewi i wygrzebałam do ostatka, bo fajnie nawilżał i szybko się wchłaniał. Zresztą nie była to moja pierwsza tubka. Lubię go, bo odświeża moją skórę, ale jej nie natłuszcza. Obecnie na noc używam innego kremu z tej firmy. Cudów nie ma, ale też jest... przyzwoicie.

2. Antyperspirant Invisible (Nivea)
50 ml / około 10 zł
Chociaż nie należę do fanek kremu Nivea (niechęć wypiłam z mlekiem matki), antyperspiranty w kulce bardzo lubię. Wiem, wiem, w składzie jest aluminium chlorohydrate, czyli chlorowodorotlenek glinu podejrzewany o rakotwórcze działanie. Kiedyś szukałam czegoś więcej na temat tego psotnika i okazało się, że oczywiście nie ma jednoznacznych dowodów przemawiających za jego nikczemnością. Ale kto tam wie - naukowcy też potrzebują kasy na różne zabawki. Ja, póki co, nie świruję i smaruję pachy kolejną fajną Niveą. Tym razem Dry Comfort. Pachnie jak krem Nivea, a jego zapach akurat lubię.

3. Szampon dodający objętości, papaja i bambus, do włosów delikatnych i pozbawionych witalności (Alterra)
200 ml / 6,89 zł (promocja)
Najpierw byłam zła. Miało być cudnie, a tu klops. Włosy zmierzwione i niezadowolone. Zupełnie nie chciały współpracować. Po kilku myciach zmieniłam zdanie o 180 stopni. Szampon może nie dodaje objętości, ale w połączeniu z morelową odżywką całkiem fajnie poradził sobie z moimi cienkimi, przetłuszczającymi się piórkami. Teraz myję głowę co drugi dzień, a nie codziennie. Pewnie po części jest to zasługa zmiany sposobu suszenia, ale jeszcze zanim wprowadziłam innowację, widziałam zadowalające rezultaty.
Butli nie rozkroiłam, bo udało mi się zdjąć korek i wszystko wypłukać.


4. Dwufazowy płyn do demakijażu oczu z ekstraktem z bławatka (Nivea)
125 ml /10 zł
Raczej do niego nie wrócę. Fakt, zmywał całkiem nieźle, nie szczypał. Dopóki miałam w butelce dwie fazy, dopóty nie miałam większych pretensji. Niestety płyn po każdym wstrząśnięciu rozwarstwiał się w ekspresowym tempie, więc na koniec zostałam z samą "tłustą" częścią (jakaś 1/5 opakowania). A to już nie było przyjemne...

5. Serum wzmacniające paznokcie z wapniem i witaminą C (Wibo)
11 ml / ok. 6 zł (teraz kosztuje nieco więcej)
Mam, regularnie używam, nie oddam!

6. Zmywacz do paznokci (Nailty)
200 ml / ok. 4 zł
Jak wyżej. To moja trzecia butla. Na razie nie szukałam innego, chociaż powoli zaczynam go podejrzewać o wysuszanie płytki paznokcia. Tak czy siak, lubię sztachać się tym zapachem. :P


7. Korektor w płynie z minerałami, Multi Mineral Anti-Age Concealer (Bell)
7,5 g / 11,10 zł
Bardzo mi pomaga w tuszowaniu oznak zmęczenia. Czasami nakładam go na pryszczole, chociaż nie jest do tego przeznaczony, i też daje radę. Ma dwa odcienie. Ja miałam ten jaśniejszy (nr 1). Trochę ciemnieje na skórze, ale nie odcina się od reszty mojej twarzy. W środku zostało jeszcze trochę produktu, ale nie znęcałam się nad opakowaniem, bo zdążył się przeterminować (6 miesięcy od otwarcia). Kupiłam nowy, ale w międzyczasie napoczęłam roll-on Garniera i Match Perfection Rimmela.

8. Maskara Sexy Curves (Rimmel)
8 ml / 22,39 zł (pewnie z promocji)
Tej pani chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Podkręca, pogrubia, wydłuża. Pracowita babka. Polubiłam ją za fajne gumowe (sic!) rozwiązania, tj. za ciekawą szczoteczkę i zabezpieczenie, które bardzo dobrze ściąga nadmiar tuszu przy jej wyjmowaniu. Używałam cztery miesiące. Pewnie używałabym nadal, ale spróbowałam czegoś innego i nie chce mi się już bawić z podeschniętym tuszem.

9. Podkład rozświetlający Healthy Mix w odcieniu 51 Light Vanilla (Bourjois)
30 ml / ok. 60 zł (akurat nie było promocji :()
Nie jest idealny, ale zdecydowanie lepszy od swoich badziewnych poprzedników, którzy są plamą na honorze mojej kosmetyczki. Wyrównuje koloryt cery, nadaje ładny blask. Na początku byłam w nim zabujana, potem zaczęłam szukać dziury w całym. Niestety znalazłam, bo nie matuje na zbyt długi czas (może nie powinnam używać podkładu rozświetlającego, gdy mam mieszaną cerę?) i zostawia ślady na telefonie. Poza tym PODEJRZEWAM, że mnie zapycha, chociaż równie dobrze może to być wina pudru, czekolady, parówek, okresu, braku snu, twardej wody, tęsknoty, zmotoryzowanych i Bóg wie, czego jeszcze...
Już dawno kupiłam kolejne opakowanie, bo nadal uważam, że jest bardzo dobry. Poza tym ma świetny, jasny kolor.


10. To już ostatnie zdjęcie i tym razem mamy na nim zbiór wyrzutków po wspomnianej przeze mnie lakierowej inwentaryzacji. Kolorowe emalie to głównie kilkuletnie starocie, które albo zgęstniały na amen (nie pomogło rozcieńczanie), albo brzydko się rozwarstwiły, albo straciły kolor. Niektóre kupiłam sama, inne odziedziczyłam po mamie. Najbardziej szkoda mi tych wąskich buteleczek z Faberlica, bo w ich wnętrzu były skarby...
U dołu zdjęcia widać trzy przezroczyste "okazy". Dwa z nich to preparaty z KillyS - nabłyszczacz oraz witaminowa bomba. Obydwa stosowałam jako bazę (tak, tak, nabłyszczacz też!) i szczerze mówiąc, byłam zaskoczona, jak bardzo potrafiły przedłużyć trwałość lakieru. Essence czy Wibo mogłam nosić nawet tydzień. Niestety te produkty mają pewne wady - gęstnieją, zanim zdąży się je zużyć, a poza tym pewne lakiery lubią na nich bąblować. Witaminowa bomba śmierdzi. Podobnie jak trzeci bezbarwny wyrzutek. To jakieś coś z Faberlica, ale nie ma na tym żadnej nazwy, więc nie będę ryzykować.

Uff, dobrnęłam do końca! Mam nadzieję, że nie sama. Kolejny powód, by się cieszyć, że nie zużyłam zbyt wielu kosmetyków :) Jak tam u Was, wytrwałe Czytelniczki? Dajcie znać, czy dopadła Was mania zużywania i dlaczego tak :P A może używałyście tych samych kosmetyków i chcecie dorzucić swoje zdanie? Albo zaproponować jakichś ciekawych następców? Chętnie poczytam Wasze komentarze.

15 komentarzy:

  1. ile kolorówki :)

    podkład HM bardzo lubię :)

    i ja też powoli zużywam kosmetyki, nie wylewam na siebie ton, to byłoby bez sensu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Healthy Mix faktycznie ma świetny ten jasny kolor, dla mnie zmywacz z Biedrony śmierdzi :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję zużyć! Sama używam Healthy Mix, choć teraz przerzuciłam się na coś mocniej kryjącego.
    No i chyba przejdę się wreszcie do Biedronki po ten zmywacz, jeszcze go nie próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładne zużycia :). Też jestem chomikiem szykującym się na koniec świata.
    Nie lubię kulek Nivea. W ogóle tej firmy nie lubię, a wiecznie coś od nich pałęta się w łazience.
    Uwielbiam to serum z Wibo :). A zmywacz z Biedronki na pewno kupię.
    Gratuluję zużyć kolorówki- mnie to bardzo opornie idzie. Też wykańczam powoli korektor Bell- tylko mam ten drugi odcień :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja sobie ten szampon musze kupic (z Alterry) jak zuzyje szampony ktore mam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie akurat dwufaza Nivea sluzy ale jezeli mam wybierac to zdecydowanie wole YR badz Garniera, ktorego na nowo odnalazlam w UK:))) i niezmiernie sie z tego ciesze.
    Zmywacz z Biedronki zaliczyl natychmiastowy wylot.Nie wiem dlaczego ale ostatnie opakowania jakie kupowalam mialy mega smrodliwy zapach to na dodatek pojawily sie przebarwienia na plytce paznokcia i jest to wybitnie jego wina...teraz rozpoczelam poszukiwanie nastepcy;)

    Sexy Curves nie znam:P i jakos nie interesowalam sie zbytnio ta maskara, to dobrze cy zle?;)

    Co do zuzyc to mnie nie bawia akcje "denko" ba!nawet tego nie rozumiem bo zuzywam wszystko w normlanym tempie i nawet jak mam kilka poodbnych kosmetykow otwartych naraz to mnie nie przytlacza ten fakt;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Simply -> Tak, tak, lepiej nie świrować :)

    Lady -> Mam chyba jakiś spaczony węch :P

    Malowana Lala -> Spróbuj, bo nie jest drogi. Tylko najpierw sprawdź, czy zapach Ci pasuje.

    Stri, Zoila -> Z kolorówką wcale nie jest aż tak pięknie. W końcu to wyrzutki, a nie zużycia.

    Kleo -> Jak zużyjesz, to kup. Może też Ci podpasuje?

    Hexx -> A może trafiłaś na felerną partię tego zmywacza? Dziewczyny czasem pisały, że niektóre śmierdzą bardziej niż inne. Chociaż niewykluczone, że tobie akurat zapach nie podpasował. Jest specyficzny... Przebarwień na szczęście nie zauważyłam. Uff.
    Sexy Curves to dla mnie przyzwoita maskara z przyzwoitej (=na moją kieszeń) półki cenowej. Pewnie jeszcze kiedyś do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Słomko, nie wiem ale mozliwe bo przez bardzo dlugi czas uzywalam wylacznie tego zmywacza.Jednak ostatnie przejscia nie zachecily mnie do dalszego uzywania...
    Pomysle nad Sexy Curves jak wykoncze to, co mam bo lubie szczoteczki takiego typu.
    Przypomnialas mi takze o serum wzmacniajacym z Wibo, kiedys regularnie go uzywalam i bylam zadowolona.Musze wrocic teraz do niego bo licze ze w polaczeniu z NT szybko przywroci dobra kondycje moich pazurkow.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam tą witaminową bombę nie polecam i popieram twe zdanie :) obserwuję :),zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Karolino, ja w sumie nie jestem aż tak negatywnie do niej nastawiona. Wręcz uwielbiam ją za to, jak bardzo przedłuża żywotność lakierów. Tylko szkoda, że gęstnieje :(

    OdpowiedzUsuń
  11. najbardziej podobają mi się motywy-"pranie brudnego sumienia" :D pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Ślicznie piszesz. Lubię blogi kosmetyczne, ale tylko oglądać. Nigdy nie czytam. A Twój czytam i to z przyjemnością:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Obsession, :)

    Anonimku, to bardzo cenny komplement. Ale da się go także oglądać? ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. No raczej:) Na kosmetycznych blogach zazwyczaj oglądam makijaże, pazurki, nie wnikam głębiej jeśli mnie coś specjalnie nie zainteresuje. A u Ciebie wnikam.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...